Kiedy w 2005r. świat obiegła informacja o niespodziewanym odejściu głównego gitarzysty zespołu Korn wszyscy fani byli bardzo zdumieni. Trzeba było czekać dwa lata (w Polsce 5), aby poznać dokładne przyczyny jego decyzji.
W 2010 roku na półkach polskich księgarni pojawiła się autobiografia Briana ,,Head” Welch’a pt. ,,Zbaw mnie ode mnie samego” wydana przez fundację Nadzieja Dla Przyszłości. Jest to pierwsza książka gitarzysty, w której dokładnie opisuje swoją karierę, wspomina o swoich traumach, tragediach, uzależnieniach i tłumaczy dlaczego drogę do sławy zamienił na drogę do Boga.
Brian postanowił otwarcie opowiedzieć o tym co działo się w Kornie. Ujawnia to czego nie widać na scenie. Wielu myśli, że granie w zespole to droga usłana różami. Pieniądze, drogie samochody, dom nad morzem, podróże. Autor uświadamia czytelnikowi, że to nie wszystko. Na początku trzeba się bardzo natrudzić, by coś osiągnąć. Potrzeba czasu, determinacji i konsekwentnego dążenia do celu. Tylko nielicznym się udaje. Nagle wszystko zaczyna się układać. Rozpoczynają się liczne trasy koncertowe, wywiady, zaproszenia do współpracy, powstaje płyta za płytą, a rzesza fanów rośnie z dnia na dzień. Na koncie mnożą się zera. Człowiek odbija się od dna, stać go na wszystko. Całkowity zwrot akcji zaczyna przytłaczać. Nieustanna presja wywierana przez otoczenie i kolegów z zespołu. Jak widać szczęście nie trwa długo. Alkohol i narkotyki na początku mogą dawać ukojenie w bólu, później zaczynają być jego głównymi dostawcami. Gitarzysta otwarcie przyznaje się, że był moment kiedy zrobił źle i to zaważyło na całym jego życiu. Sława i pieniądze zasłoniły mu oczy, przyćmiły prawdziwe wartości. Czytając tę książkę, uświadamiamy sobie, że to co pokazuje telewizja i gazety nie jest prawdą. W rzeczywistości muzycy to zwykli ludzie posiadający uczucia, wrażliwość i różne słabości. Tak naprawdę nie ma czego zazdrościć. Autor wylewa na kartki papieru swój ból. Opisuje cierpienie i strach w jakim tkwił dzięki licznym uzależnieniom. Wielokrotnie podkreśla, że udało mu się wyjść z nałogu dzięki pomocy, którą dostał od Boga. Książka nie jest kazaniem, pouczeniem czy też zmyślonym opowiadaniem, to po prostu autentyczna historia mężczyzny, który szczerze przyznaje się do wszystkiego. Napisana jest prostym, a zarazem ostrym językiem. Nie brak wulgaryzmów. Rodzaj rozliczenia się z przeszłością i zamknięcie za sobą pewnego rozdziału z życia. To co było najlepszym okresem działalności Korn’a, dla Briana stało się całkowitym dnem. Wyjaśnia on jak to jest, że mając tylu fanów ciągle czujesz się samotny. Jak łatwo można zranić tych których się kocha. Opisuje działania człowieka uzależnionego, który zdaje sobie sprawę, że narkotyki to zło, ale mimo to nie potrafi się od nich uwolnić, a gdy zaczyna ich brakować jest zdolny do wszystkiego. Nie chcę tu opowiadać całej książki by nie zabić radości czytania. Przywołam tylko jeden istotny fakt. Pewnego razu Brian usłyszał jak jego córka bawiąc się w ogródku śpiewa tekst jednej z piosenek Korna: ,, All Day I Dream About Sex”. Wtedy zrozumiał jak bardzo ją skrzywdził i musi to jak najszybciej naprawić za nim będzie za późno.
Oczywiście autobiografia nie jest idealna. Została przetłumaczona z języka angielskiego na polski przez Daniela Daniessiuka, niestety trochę nieumiejętnie. Pojawia się kilka rażących błędów np.odmiana nazwy zespołu: ,,Kiedy wróciliśmy z trasy koncertowej Kornu”. Brzmi to dość nienaturalnie i raczej wszędzie spotykam się z formą: trasa koncertowa Korna. Związane jest to z genezą nazwy zespołu. To tylko mała wada, która i tak gubi się pośród wielu zalet tej książki. Zawsze można sięgnąć po oryginał: ,,Save Me From Myself.”. Spotkałam się również z negatywną oceną w magazynie Gitarzysta. Recenzent zarzuca Brianowi, że zmienił jeden nałóg na drugi i nadal nie jest wolny (teraz tkwi w sidłach wiary). Podkreśla również, że opisywanie zdrad kolegów i ich uzależnień nie powinno mieć miejsca. Traktuje to jak akt nielojalności wobec kolegów. Wspomina tek że, że okładka jest ,,irytująca i cukierkowa”. Chyba wcale jej nie widział. Trudno zatem zgodzić się z tymi wnioskami. Jednak każdy ma prawo mieć własne zdanie. Jedni postrzegają go jako zdrajcę, a dla drugich jest człowiekiem, który postanowił stanąć na nogi i odbudować swoje zniszczone przez narkotyki życie.
Gdyby nie ta książka być może do dziś tkwiłabym w przekonaniu, że odejście z zespołu mojego ulubionego gitarzysty nie było słuszne. Moim zdaniem po jej przeczytaniu łatwiej wszystko zrozumieć. Wiem, że nie była to prosta decyzja podjęta z dnia na dzień, a Head nie jest fanatykiem religijnym lecz świadomym swoich działań mężczyzną. Zmianie ulega również podejście do samych płyt Korna, w szczególności ,,Life is Peachy” i ,,Take a Look at The Mirror.” Zupełnie inaczej się ich słucha. Wszyscy fani, których zabolało odejście Briana powinni sięgnąć po jego autobiografię. Kilka stron po których można poznać słuszność jego decyzji i zrozumieć sens słów umieszczonych na okładce: ,,…i przeżyłem by napisać tę książkę”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz